mu prosto w oczy. - Uważa, że się wymykam i za jego plecami spotykam
się z innymi mężczyznami. Dlaczego? Ponieważ cały czas zostawia mnie samą? Ponieważ odciął mnie od mojej rodziny i przyjaciół? Nie mam pracy. Nie mam żadnego życia, nie mam nic do roboty. Błąkam się tylko po wielkim domu i czekam, aż mój wspaniały mąż lekarz wróci z pracy. A może on o wszystkim panu opowiedział? Pozwoliła, żeby różowy sweter zsunął się jej z ramienia. De Beers natychmiast zauważył wielki siniak. Zacisnął usta. Teraz autentycznie jej współczuł. Mogliby być sprzymierzeńcami. Wtedy wygrałaby ona, nie jej mąż. De Beers nie odezwał się słowem. Milczenie przeciągało się, wreszcie stało się nie do zniesienia. Mary poczuła się nagle opuszczona i niepocieszona. Podciągnęła sweter i zapięła pod szyję. - Może... Może jednak zjem jedną czekoladkę - powiedziała cicho. Podał jej pudełko. Wzięła jedną, nie patrząc na niego. W tym momencie zrozumiała, że wpadł w jej sidła. 211 - Pan też musi jedną zjeść - rzuciła energicznie. - Nie będę się czuła taka winna, jeśli podzielę się nimi z panem. - Podała mu czekoladkę, sobie też wzięła, a następnie odstawiła pudełko na półkę. Teraz nie mógł się już wycofać. Prawdziwie południowa grzeczność. Uniosła czekoladkę. Nie miał wyjścia, więc uczynił to samo. -Na zdrowie! - powiedziała i włożyła czekoladową kulkę od ust. W chwilę później Phil de Beers niechętnie zrobił to samo. Przygotowała się na posmak chemikaliów lub środka przeczyszczającego, ale nie poczuła nic takiego. Czekoladka była smaczna, rozpływała się na języku. Dał się wyczuć zdecydowany smak alkoholu, może zmieszanego z czekoladą i migdałami. Niezłe! De Beers też zjadł swoją i od razu zapytał: - Kto je produkuje? - Dobre, prawda? Jeszcze jedną? - Są... mocne. Przytaknęła, sięgając po pudełko, i właśnie wtedy poczuła dziwne pieczenie na języku. Serce zaczęło jej bić szybciej, policzki się zaczerwieniły. Nagle samochód zaczął wirować. Oparła się o półkę, żeby złapać równowagę. Na sąsiednim fotelu Phil de Beers, zlany potem, z wytrzeszczonymi oczami gwałtownie łapał powietrze. - Jezu! Kobieto, co w nich jest?! Próbowała odpowiedzieć, ale poczuła ogień w gardle. Boże! Toczyła pianę z ust. Dlaczego? Jak? W głowie jej się kręciło. Niedobrze! - Gorąco... - szepnęła. - Gorąco... Sięgnęła do klamki i otworzyła drzwi. On już tam stał. Nie! - krzyknęła, ale słowo to pozostało w jej głowie, nie wydostając się z pełnych piany ust. Usiłowała odpędzić go gestem ręki. - Nie wolno ci tu być. On cię zobaczy, a przecież już nakłoniłam go do zjedzenia czekoladki! Jeszcze godzina i będziemy razem. Pocałunkami wyleczysz wszystkie mojej siniaki. Dzięki tobie znów poczuję się piękna. Proszę...! i Ale jej ukochany wcale się nie poruszył. Patrzył na nią dziwnie. Jakby nie widział jej nigdy wcześniej. Jakby nigdy nie trzymał jej w ramionach i jakby nie szeptał jej do uszu słów zachęty. Uśmiechał się lodowato. Co się stało z jego gęstymi ciemnymi włosami? Znów spróbowała coś powiedzieć, ale nie mogła złapać tchu. Pomocy! - próbowała krzyknąć. - Ratunku! -Wyciągnęła do niego rękę. Ukochany odwrócił się. Powoli skierowała wzrok w tę samą stronę co on, gdzie Phil de Beers dysząc zawisł na kierownicy. Przerażony patrzył na jej ukochanego, jednocześnie gmerąjąc ręką pod fotelem.