nie sadziła, ¿e mogłaby istotnie nawiazac intymny kontakt z
jakimkolwiek me¿czyzna poza swoim me¿em. W ogóle nie brała pod uwage takiej mo¿liwosci. To były tylko fantazje. O Bo¿e, jaka własciwie jest kobieta? Chrzakneła i w za¿enowaniu zaczeła bawic sie guzikiem płaszcza. W koncu podniosła głowe i spojrzała na me¿a. - Me¿czyzni? W liczbie mnogiej? - Tak. - Chcesz mi powiedziec, ¿e miałam kochanków? - wyszeptała z niedowierzaniem. Niemo¿liwe. Ale nie mogła zaprzeczyc, ¿e czuje do Nicka cos wiecej poza sympatia. W głebi swojej kobiecej duszy wiedziała te¿, ¿e jest zmysłowa. Namietna. A jednak sypiała sama. Albo tak to tylko wygladało. - Dobrze, nie powiem niczego w tym rodzaju. 249 - Ale... - nalegała. - Sama pytałas, Marla. Czuła, jak na jej twarz wypływa ciemny rumieniec. - Kto? - To nie ma znaczenia. - Alex za szybko wszedł w zakret. Opony zapiszczały na asfalcie. - Chyba jednak ma - rzuciła gniewnie. W koncu wyprowadził ja z równowagi. - Nie wchodzmy w to teraz. To było ju¿ jakis czas temu. - Alex krecił gałka radia. W koncu znalazł stacje nadajaca rock. Marla wyłaczyła ja natychmiast. - W takim razie... czy James? - spytała, czujac, ¿e musi to wiedziec. - Czy on... czy on... - Jest moim dzieckiem. - Spojrzał na nia ironicznie i usmiechnał sie z przymusem. Marla czuła sie bardziej zdezorientowana ni¿ kiedykolwiek. - Ale... jak...? - Widzisz, co sie dzieje, kiedy wypijesz za du¿o d¿inu z tonikiem? - teraz usmiechał sie szeroko, tryumfalnie, jakby był z siebie dumny. Jego smiech zabrzmiał dziwnie złosliwie, ale Marla powiedziała sobie, ¿e tylko jej sie wydaje. Po prostu jest rozdra¿niona. Kompletnie wyczerpana. Nagle znowu rozbolał ja ¿oładek. Czy rzeczywiscie mogłaby spac z tym człowiekiem? Jej me¿em? Całowac go? W srodku skrecało ja na sama mysl o tym, ale postanowiła nie poddawac sie uczuciu odruchowej odrazy. W koncu wyszła kiedys za niego, miała z nim dzieci... - Mo¿e kiedy ju¿ odzyskam pamiec, jesli oboje stwierdzimy, ¿e to dobry pomysł... moglibysmy... spróbowac.. - Czego? Sypiania w jednym łó¿ku? - spytał, usmiechajac sie drwiaco. Jego twarz to znikała w ciemnosci, to wyłaniała sie z niej oswietlana reflektorami nadje¿d¿ajacych z przeciwka 250 samochodów. - Nie sadze. Nie lubie, kiedy ktos pieprzy sie ze mna z litosci. Marla zdretwiała. Zrobiło jej sie słabo. - Tak to nazywasz? - Nie próbuj udawac, ¿e mnie kochasz. Wiem, jaka jest