albo ¿e chcemy włamac sie do srodka. Kto wie? - Nick
podszedł do furgonetki i otworzył drzwi - Jedzmy stad. Marla nie oponowała. Nagle ogarneły ja złe przeczucia. Wsiedli do samochodu i ruszyli na południe. Nick niewiele mówił, patrzył na droge ze zmarszczonymi brwiami, sciskajac nerwowo kierownice. - Jestes umówiona z Paterno, tak? - Tak. Mam adres komisariatu. - Marla wyciagneła z torebki wizytówke detektywa. - Wiesz, nikt nie znalazł torebki, która miałam przy sobie w dniu wypadku, wiec nie mam ¿adnego dokumentu potwierdzajacego moja to¿samosc. Nie mam dowodu osobistego, pieniedzy, nic. Zakładam, ¿e miałam w niej prawo jazdy, karty kredytowe, zapewne tak¿e klucze i pilota do drzwi gara¿owych. - Nie znalezli przy tobie torebki? - Nick wjechał na most. Marla patrzyła na spokojne wody oceanu. Na horyzoncie dostrzegła kilka kutrów rybackich i trawlerów. Niebo pociemniało, w strone ladu ciagneły znad oceanu geste, szare chmury. - Tak twierdzi policja, ale w domu tak¿e jej nie znalazłam. - Zniechecona, przeczesała włosy palcami. - Ale znalazłam ten pierscionek, prezent od ojca. W kasetce na bi¿uterie, która kilkakrotnie przedtem przeszukiwałam. Zupełnie, jakby ktos go tam podło¿ył. - Kto wiedział, ¿e go szukasz? - Chyba wszyscy. - Alex? - Tak, a co? Myslisz, ¿e mógł go zabrac? - spytała Marla, choc sama rozwa¿ała ju¿ taka mo¿liwosc. Jej ma¿ był taki skryty, nadopiekunczy, zachowywał sie, jakby sie bał, Bóg jeden wie czego. 332 - Nie wiem - odparł Nick. - Ale wczoraj pojechał gdzies w srodku nocy. Mo¿e wybrał sie do Conrada, nic nikomu nie mówiac. - To nie grzech odwiedzic chorego tescia - przypomniała Marla. - W tajemnicy przed wszystkimi? Zawsze, ju¿ jako dziecko, był skryty. Teraz jest gorzej ni¿ zwykle. - Nick wcisnał hamulec, ¿eby nie wjechac w tył jadacego przed nimi minivana, który nagle zwolnił. - Ciekawe, w co on sie znowu wplatał. - Ruch na ulicy zel¿ał, wiec znowu mogli przyspieszyc. Przejechali przez Presidio i skrecili na południe. - Zanim pojedziemy na policje, odwiedzmy jeszcze twojego brata. - Tak, to dobry pomysł - odrzekła Marla, choc w pierwszej chwili miała ochote zaprotestowac. Nie spodziewała sie ze strony Rory' ego cieplejszego przyjecia ni¿ to, które zgotował jej ojciec. A było jeszcze gorzej, ni¿ sie spodziewała. Budynek zakładu, stary, lecz starannie odnowiony, od frontu został obło¿ony złotawa cegła klinkierowa. W srodku było czysto i jasno. - Przykro mi - odparła pielegniarka w recepcji, wysłuchawszy Marli - ale nikt nie ma tu wstepu poza rodzina.