26
punkcie wiary. Naprawde próbowałem jej pomóc, znalazłem jej nawet tego obecnego kaznodzieje, a do tego jeszcze prace. Bo¿e, jaka to wszystko w koncu okazało sie katastrofa! - wysapał Alex gniewnie. - Mniejsza z tym. Marze tylko o jednym - ¿eby Cherise i Montgomery zeszli mi w koncu z oczu. Raz na zawsze. - Jednym haustem wychylił resztke piwa i z odraza wytarł usta. - Chryste, to para pijawek. Pijawek ¿adnych krwi. - Alex wyszedł z kału¿y i oparł sie o błotnik dodge'a. - A jesli czuja sie oszukani, to ju¿, jak to sie mówi, ich problem. - Alex nie odczuwał najl¿ejszych wyrzutów sumienia. - Troche tu za zimno i za mokro, ¿eby stac i rozprawiac na ich temat. Stanowia tylko drobna niedogodnosc, z która trzeba sie szybko uporac i isc dalej. - Oni sa pewnie innego zdania. - Wiec maja pecha. Poza tym, to nie z ich powodu do ciebie przyjechałem. - Wiem. Przyjechałes z powodu Marli. - Czesciowo. - Alex spojrzał mu prosto w oczy. - W koncu dochodzimy do sedna - powiedział Nick. Wzmagajacy sie wiatr hulał po parkingu. - Zgadza sie - odparł Alex ze smiertelna powaga. Jak zawsze, kiedy chodziło o interesy. - Cahill Limited potrzebuje zastrzyku swie¿ej krwi. - Albo kulki w łeb. - Ja nie ¿artuje. - Alex zacisnał wargi, wokół jego ust pojawiły sie drobne zmarszczki. Przez chwile naprawde wygladał na zdesperowanego. - Mógłbys choc raz okazac rodzinna solidarnosc. Bardzo by nam sie przydała. Matce. Mnie. Dzieciom. Marli. Nick wahał sie jeszcze. - Zwłaszcza Marli. Petla nagle zacisneła sie na jego szyi tak mocno, ¿e niemal zaczał sie dusic. Twardziel drapał łapa w listwe na drzwiach 27 furgonetki i Nick wpuscił go do samochodu. Ale decyzja została ju¿ podjeta. Obaj o tym wiedzieli. - Musze znalezc kogos, kto zajmie sie psem i moja chata. - Zapłace ci za wszelkie niedogodnosci... - Mowy nie ma. - Ale... - Tu nie chodzi o pieniadze, rozumiesz? Nick wsiadł do samochodu, zepchnał Twardziela na jego miejsce przy drzwiach od strony pasa¿era i wsadził kluczyk do stacyjki. Majac pełna swiadomosc faktu, ¿e własnie popełnia bład, którego bedzie ¿ałował do konca swoich dni, powiedział: - Zgoda, przyjade. - Zły na siebie i swoje poczucie lojalnosci dodał jeszcze: - Przejrze twoje cholerne ksiegi, dam buzi mamusi i pójde do Marli, ale nic mi za to nie jestes winien. Rozumiesz? Pojade do San Francisco z dobroci serca i wyjade, kiedy mi przyjdzie ochota. To nie jest umowa na czas nieokreslony. - Z dobroci serca, no, no, ciekawy pomysł. - Alex nie przejał sie skrupułami brata. - Prawda? - Nick chwycił za klamke. Deszcz zacinał do