– Skup się – powtarzała sobie. – Skup się.
Ale sytuacja się zmieniła, silnik... inny odgłos... i wtedy to zobaczyła. Woda na podłodze plamiła album... na razie jest jej mało, ale... – Błagam, nie. – Na myśl o śmierci pod wodą zrobiło jej się niedobrze. Skąd ona się bierze? Czy może ją jakoś zatamować? Zatkać przeciek? Boże, skąd ta woda? W panice odwróciła się, przeczesywała wzrokiem pomieszczenie, ale nie widziała nic, żadnej szczeliny w podłodze, żadnej dziury w burtach. Nic nie może zrobić. Plan psychopatki wszedł w życie. Nie ma innego wyjścia. Może tylko liczyć, wbrew wszystkiemu, że jej działanie pokrzyżuje plany wariatki. Musi dalej robić swoje. Zacisnęła usta, wyrwała ostatnią stronę z albumu i wciągnęła je wszystkie, razem z okładką, do klatki, a tam zdjęła plastikowe osłonki z kartek. Zakrwawione zdjęcia Bentza i jego bliskich opadły na ziemię. O1ivia zwinęła kartonik w rulon, wychyliła się przez kraty i uderzyła w kamerę. Zamachnęła się kilka razy, zanim ją trafiła. Bum! Kamera nawet nie drgnęła. – Cholera! Jeszcze raz. Nic. Kamera stała nieruchomo. Czerwone światełko, złośliwe, wrogie oko, przyglądało się jej, rejestrowało jej daremne wysiłki. – Bydlę – syknęła i zamachnęła się znowu. I jeszcze raz. Nic. – Cholera! Coraz więcej wody. Zalewała podłogę, chlupała zimna i mokra pod stopami. Przełknęła ślinę. Jak długo tonie taka łódź? Godzinę? Dwie? Czy krócej? Odetchnęła głęboko, uspokoiła się. Skoncentrowała. Zamachnęła się jeszcze raz. Buch! Mocny cios, ale kamera ledwo się zachwiała. Może zabrała się do tego od złej strony... Spojrzała na statyw i wycelowała. Dawaj, dasz radę! Szybciej! Czas ucieka! Statyw był przykręcony do podłogi, ale teleskopowe nóżki mogą się okazać chwiejne w złączach. Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. Zwijała kolejne strony z albumu i waliła w najbliższą nogę statywu, wstrząsała nim, chybotała, a pod pokładem rósł poziom wody i jej panika. – Zdychaj, draniu – mruknęła i porwała okładkę. Była grubsza, solidniejsza, wyczuwała pod sztuczną skóra plastik albo metal. Nieważne. Tylko na chwilę przestała, by nasłuchując, określić, gdzie jest porywaczka, ale niczego nie słyszała, wszystko zagłuszało skrzypienie łodzi. Woda sięgała jej łydek. Tonie. Walcz, O1ivio! Dasz radę! Przerażona uderzała raz za razem, waliła w nogę statywu, wkładała w to całą siłę, zaciskała dłonie na prowizorycznym narzędziu. Buch, buch, buch! Wszystko umilkło. Żadnych kroków, żadnego szurania, tylko przerażająca cisza w napełniającym się wodą pomieszczeniu pod pokładem. O1ivia szczękała zębami, palce jej zdrętwiały, strach wziął górę. Daj mi siłę, modliła się bezgłośnie. Siłę. Kroki. Szybkie, gniewne. O1ivia znieruchomiała, uniosła okładkę albumu po raz ostatni. Zimna woda chlupotałajuż na wysokości jej kolan. Czuła w głowie każde uderzenie serca. Wyostrzone zmysły kazały słuchać. Kroki. Spojrzała na schody i w tej chwili otworzyły się drzwi.