Maggie jakby wrosła w ziemię.
Dotykać go? Do woli? Perspektywa dotykania Asha do woli tak ją obezwładniła, że Maggie przysiadła na skraju łóżka i ukryła twarz w dłoniach. - Rany... - jęknęła. - Gdzie ja trafiłam? ROZDZIAŁ TRZECI Maggie nakarmiła małą, ukołysała do snu i w trakcie tych zajęć doszła do wniosku, że Ash powiedział to, co właśnie powiedział, z całym rozmysłem, żeby wytrącić ją z równowagi. „Możesz mnie dotykać do woli". Udało mu się. Karmiąc Laurę, wyobrażała sobie, że rzeczywiście go dotyka. Muska palcami jego twarz, kładzie mu dłonie na ramionach, przesuwa nimi po jego piersi, po brzuchu. To wystarczyło, żeby przed oczami stanął jej obraz splecionych w miłosnym uścisku ciał. Wściekła na siebie, że tak łatwo dała się sprowokować, zaczęła rozpakowywać torbę i układać swoje rzeczy w szufladach komody. Doskonale wiedziała, że coś takiego może się wydarzyć. Mieszkanie pod jednym dachem z mężczyzną to balansowanie na linie: łatwo z niej spaść i wylądować z tymże mężczyzną w łóżku.' Szczególnie gdy tym mężczyzną jest Tanner. Nie, Maggie nie miała wcześniej okazji poznać żadnego z nich, ale wystarczająco się o nich nasłuchała: byli legendą tej części Teksasu. Bogaci, przystojni, wolni - żadna nie potrafiła im się oprzeć. Jeśli, oczywiście, 39 wierzyć damom, które twierdziły, że miały przyjemność przespać się z którymś z braci albo i z kilkoma z nich. Maggie nie miała najmniejszego zamiaru przesypiać się z nikim. Raz pozwoliła, by tak zwana chuć wzięła górę nad rozsądkiem, i poprzysięgła sobie, że więcej tego błędu nie popełni. Z Ashem Tannerem też sobie poradzi. Musi tylko pamiętać, po co pojawiła się na ranczu... i trzymać się od Asha z daleka. Przebrała się i nie mając nic lepszego do roboty, bo Laura spała, postanowiła obejrzeć dom. Przez moment się wahała, czy powinna, nie zapytawszy najpierw Asha o pozwolenie, w końcu jednak uznała, że ma do tego pełne prawo. Skoro podjęła się zrobić wielkie sprzątanie, musi przeprowadzić rozpoznanie terenu. Zajrzawszy do kilku pokoi, zrozumiała, dlaczego macocha Asha czuła potrzebę stworzenia sobie kobiecego azylu. Dom był na wskroś męski, pełen co prawda dobrych, starych mebli, ale surowy, rustykalny: prawdziwe siedlisko teksańskich ranczerów. Pokryte skórą kanapy i fotele. Obrazy ze scenami polowań, pejzaże Dzikiego Zachodu. Statuetki z brązu przedstawiające konie i kowbojów. Srebra zdobione motywami koni i kowbojów. I to wszystko pokryte grubą warstwą kurzu.