Wzięła z lady plik kwitów i może przez dwie
sekundy zastanawiała się, czy nie wystawić trochę na próbę cierpliwości swego gościa. Głos ciotki, brzmiący tak wyraźnie, jakby ta była z nią razem w pokoju, upomniał ją: Nigdy nie każ gościowi czekać, Malindo. To przejaw złego wychowania. - Ciociu Hattie, ale czasami... - mruknęła z rezygnacją Malinda. 10 JEDNA DLA PIĘCIU - Mówiłaś coś? - Cecile spojrzała na nią znad kwitu, który właśnie sprawdzała. - Nic ważnego - pokręciła głową Malinda. - Życz mi szczęścia. Wystarczy mi trzydzieści dni zwłoki. - Potrzebny ci jest przede wszystkim psychiatra, bo tak lubisz przejmować czyjeś zobowiązania. - Lepiej nie zaczynaj - ostrzegła Malinda ruszając na zaplecze. Ktoś obcy mógłby zrozumieć tę rozmowę jako przejaw złej woli. Ze strony Cecile Malinda odebrała ją jednak jako jeszcze jeden dowód życzliwości. Status wspólniczki dawał przyjaciółce z dzieciństwa niekwestionowane prawo do wtrącania się w jej życie, do wtrącania, które Malinda przyjęła równie ochoczo, jak propozycję przyjaźni, złożoną jej przez Cecile piętnaście lat temu. Jeszcze teraz Malinda pamiętała ich pierwsze spotkanie. Dwie małe dziewczynki stojące po przeciwnych stronach płotu. Jedna w dżinsach, adidasach i brudnym podkoszulku, druga w falbaniastej sukience, białych koronkowych skarpetkach i lakierkach. Malinda uśmiechnęła się do siebie. Były różne jak dzień i noc. Urwis i księżniczka, tak je nazywano. A jednak mimo tych różnic zawiązała się między nimi przyjaźń, która w wieku dorosłym zaowocowała wspólnym interesem. Przed drzwiami do swego gabinetu Malinda przystanęła. Przecież mnie nie zje, przekonywała samą siebie. Obiecałam spłacić długi i zrobię to. Tylko trochę cierpliwości. Z głową podniesioną do góry, wyprostowana, z wciągniętym brzuchem - tak jak codziennie pouczała ją ciotka Hattie - otworzyła drzwi. Przez chwilę myślała, że Cecile się pomyliła, wydawało się bowiem, JEDNA DLA PIĘCIU 11 że w gabinecie nie ma nikogo. Dopiero potem zobaczyła go, przykucniętego na podłodze. A więc Cecile myliła się. To był jeden z tych paskudnych typów, przy pomocy których urząd ciągle przypominał jej o nie spłaconych długach. Po pierwsze włosy. Jak i inni przedstawiciele urzędu miał najwyraźniej wstręt do fryzjerów. No i budowa. Ten mężczyzna był twardy jak skała. Zaciekawiona, a może i zła, podeszła bliżej, by zobaczyć, co ten człowiek tak naprawdę robi w jej gabinecie. - Czym mogę panu służyć? Czując się winnym, gdyż przeglądał przecież czyjeś