– Przekazałem firmę Platonowi, a sam się wycofałem. Teraz
przerwałem urlop ze względu na ciebie, ale nie będę znów zabijał. Lucy nie mogła się otrząsnąć z wrażenia. – Boże drogi, Madison miała rację. Naprawdę jesteś podobny do Clinta Eastwooda w ,,Bez przebaczenia’’. Zauważyła, że lekko się uśmiechnął. – Nigdy nie byłem alkoholikiem. – Teraz odpocznij. Porozmawiamy rano. Nie chcę, żebyś kogokolwiek zabijał. Ale nie będę miała nic przeciwko temu, jeśli przetrzepiesz skórę temu draniowi – dodała już pogodniej. Jack Swift wystukał na klawiaturze dane z kartki, którą dostał od Mowery’ego, i czekał, aż plik się załaduje. Było już późno. W jego gabinecie na pierwszym piętrze, oświetlonym tylko stojącą na biurku mosiężną lampką, panował spokój. Sidney miała ten wieczór zajęty. Jack był sam. Komputer był stary i pracował wolno, Jack jednak należał do pokolenia, które nie lubiło zmieniać niczego, co jeszcze działało. W końcu na ekranie ukazały się obrazy. Jack wstrzymał oddech. Spodziewał się nieprzyzwoitych zdjęć przedstawiających jego syna z jakąś kobietą. Lucy. Znieruchomiał i poczuł bolesny ucisk w klatce piersiowej. – Boże drogi – wyszeptał. Lucy przed stodołą na farmie w Vermoncie, ubrana w szorty i koszulkę. Obok w ogrodzie kwitły kwiaty. Zdjęcie zrobione było bardzo niedawno. Pojawiły się kolejne fotografie. Madison. J.T. Jego wnuki z matką. Zdjęcia mogły być zrobione nawet w zeszłym tygodniu. – Sukinsyn – mruknął Jack, zaciskając pięści. – Co za sukinsyn! Na dole ekranu, wielkimi, czarnymi literami wypisane były słowa: ,,Urocza rodzina senatora Stanów Zjednoczonych, Jacka Swifta’’. W ten sposób Mowery chciał mu pokazać, że ma dostęp do jego najbliższych. Jack wyłączył komputer i odczekał chwilę, aż ból w klatce piersiowej się zmniejszył. Gdyby dostał ataku serca, czy to by powstrzymało Mowery’ego? A może w dalszym ciągu prześladowałby Lucy i dzieci, wyłącznie z zemsty i dla satysfakcji? Nie mógł zadzwonić na policję. Teraz już było za późno na działanie oficjalnymi kanałami. Trzeba to było zrobić od razu. Sięgnął po notes z telefonami, przerzucił kartki i znalazł numer, pod który miał prawo zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. – Redwing Associates. – Tak – powiedział Jack oficjalnym tonem. – Mówi Jack Swift. Chciałbym rozmawiać z Sebastianem Redwingiem. ROZDZIAŁ ÓSMY Barbara drżała z lęku i obrzydzenia. Sebastian Redwing jej nie zauważył, tego była pewna, ale gdyby nie stracił równowagi i nie wpadł do wodospadu, na pewno by ją wyśledził. Ta zabawa stawała się zbyt niebezpieczna.